UWAGA!

ODBLOKOWAŁAM KOMENTOWANIE PRZEZ NIEZAREJESTROWANYCH, PRZEPRASZAM :(

1. Blog może zawierać treści erotyczne i/lub brutalne sceny. Ustawię powiadomienie bloggerowe o treściach przeznaczonych dla osób powyżej pewnego wieku, wtedy, kiedy uznam to za konieczne.
2. Na blogu mogą pojawić się wątki kontrowersyjne jak kazirodztwo czy związki homoseksualne.
3. Proszę o pozostawianie spamu w miejscach na to przeznaczonych.

1: To jest właśnie ten czas, który nas tak zmienił.

Następny prawdopodobnie w środę ;)

Któregoś dnia rzucę to wszystko

i wyjdę rano, niby po chleb.
Wtedy na pewno poczuję się lepiej,

zostawię za sobą ten zafajdany świat.
- Dżem



- Ciebie do reszty już popierdoliło, daję słowo! - opuściła z rezygnacją ramiona, starając się uciszyć, bo starsza kobieta, siedząca dwie ławki dalej, odwróciła z zaciekawieniem głowę.
     Ten park w godzinach popołudniowych zawsze był tak samo oblegany. Dzieci bawiły się na ogromnym trawniku, wyznaczonym jako bezpieczna strefa dla dzieci, rodzice uważnie ich obserwowali, a kilkoro pojedynczych nastolatków wyprowadzała psy. Babcie spotykały się na plotki, a tamta para, tuż przed zakrętem na pewno była na pierwszej randce.
     Było gorąco. Nikogo nie powinno to dziwić, bo Dallas zwłaszcza w wakacje było jednym z najgorętszych miast słonecznego Texasu. Oni jednak zajęli jedno z nielicznych, zacienionych miejsc.
- Nigdy nie mówiłeś o rodzinie, rozumiem to. Potrafię też ogarnąć, że siostra to siostra, ale do kurwy nędzy, ty się nie pakuj w gorsze kłopoty! Ledwo co spłaciłeś cały dług Jasonowi, teraz chcesz się zaciągać u Paula?! Nate, gdzie ty masz mózg?!
- Leah. - zaczął, obrzucając ją lekceważącym spojrzeniem - Leah, skarbie. Czy ja cie prosiłem o jakiś śmieszny wykład? Dobrze wiesz, że i tak zrobię to, co zamierzam, więc pytam ostatni raz. Pomożesz mi?
     Odetchnęła ciężko zrezygnowana. Przeczesała prędko grzywkę palcami i cmoknęła z niezadowoleniem. W jej głowie wybuchła wojna. Jedna strona barykady nakazywała kontynuować kłótnię, a druga pragnęła za wszelką cenę zrobić, to, o co tak ją wczoraj prosił. Prosił dobre sobie. Zapytał, a ona grzecznie przytaknęła.
     Złapała za rączki brązowej torebki i położyła ją między nimi na twardej, drewnianej ławce, otwierając szybkim ruchem zamek błyskawiczny. Zaglądnęła do niej, wkładając jedną z dłoni do środka i pokazała spojrzeniem, że powinien zrobić dokładnie to samo ze swoją.
- Pocałuj mnie, a ja wsunę kasę. - poinstruowała, dyskretnie rozglądając się, czy nikogo nie ma w pobliżu – Tylko szybko.
     Uśmiechnął się przelotnie, unosząc charakterystycznie tylko lewy kącik ust. Jego spojrzenie zatrzymało się na kobiecych nogach dosłownie na kilka sekund, podczas których zdążył wymyślić, jak zasłonić lewą rękę dziewczyny, która czekała niecierpliwie zanurzona w torebce. Nachylił się i prędko łapiąc za jedną z długich, szczupłych nóg gdzieś w okolicach kolana, przysunął ją mocno do siebie i ułożył zgrabne udo na swoich, przysuwając twarz do jej policzka, na którym złożył krótki, subtelny pocałunek tylko po to by za chwilę złapać wargami jej różowe usta i przygryzając je kusząco, wsunął wilgotny język.
     Ten numer zawsze wychodził. Przechodniom najzwyczajniej głupio jest patrzeć na jakąkolwiek parę w romantycznej sytuacji, a co dopiero, kiedy Nathan umyślnie do tego prowokował, nie zdejmując dłoni z kolana przyjaciółki. Moment później kładła mu już dłoń na piersi, odpychając się jednoznacznie.
- Już. Odsuwaj się, fuj. - zdążyła złośliwie burknąć, zanim znów musiała zająć usta.
Nie pozwolił jej się ruszyć, tym razem dużo delikatniej, przenosząc twarde opuszki palców na jej gładki policzek i całując ją spokojnie i zaskakująco krótko.
- Mmm... - mruknął, czekając aż ponownie się zdenerwuje – W takich chwilach żałuję, że nie mam cycków.
- Poważnie, Nathan... Nie podoba mi się to wszystko. - odparła cicho, wiedząc, że właśnie znalazła się na przegranej pozycji.
- To, że nie mam cycków?! - zaśmiał się, nieporadnie udając zdziwienie.
- Dorośnij! - krzyknęła, odwracając się dyskretnie za siebie, sprawdzając czy przypadkiem nie powiedziała tego za głośno. - To pokryje tylko te chore odsetki! - starała się wlewać w każde słowo tyle gniewu, ile tylko zdołała – Albo nawet nie. Paul to nie jest...
- To moja sprawa. - przerwał jej, przybierając zdystansowany wyraz twarzy – Jestem ci wdzięczny, ale teraz temat jest już zamknięty, jasne?
     Już chciała coś odpowiedzieć, ale kiedy rozpoznała tę jego minę, wiedziała, że nie powinna się już wykłócać, bo mogło słabo się to skończyć. Nie lubiła się z nim spierać, choć nigdy się na siebie nie gniewali. Znali się od zawsze i wiedzieli o sobie wszystko.
Wstał z miejsca, a ona odruchowo złapała go za rękę.
- Nate... - szepnęła – Boję się o ciebie. – wyznała, spuszczając nagle zawstydzony wzrok, a on bez słowa znów pochylił się nad jej przygarbioną postacią i pocałował czule w odkryte czoło.



***




     Minęła druga w nocy. Siedziała na miękkiej, nowej kanapie, tupiąc cichutko piętami ze zniecierpliwienia. Miała wrażenie, że wszystko tak nagle na nią spadło i nikt nawet nie raczył spytać jak sobie z tym radzi.
     Kendra zadzwoniła do niej godzinę temu, płacząc po drugiej stronie słuchawki, że zgubiła klucz od mieszkania. Choć znały się jakiś miesiąc, sądząc po okolicznościach w jakich spotkały się po raz pierwszy Leah wierzyła w tę wymówkę, bo dziewczyna była niewiarygodnie roztrzepana i nieodpowiedzialna, poza tym nadal mieszkała z tym surowym ojcem, który po prostu nie mógł zobaczyć jej w takim stanie upojenia alkoholowego, znacznie przekraczającego normę. Kazała zadzwonić jej po taksówkę i podać kierowcy właśnie ten adres. Później miała przekazać jej klucze do własnego domu i pozwolić zatrzymać się tam na kilka najbliższych godzin. Taki był plan, ale Kendra ani myślała współpracować. Położyła się na szerokim fotelu i zasnęła po kilku sekundach.
     W pokoju słychać było teraz już tylko jej cichy, równy oddech. Szatynka była pewna, że za chwilę jej włosy staną się okropnie tłuste przez ciągłe, nerwowe poprawianie gęstej grzywki. Nie myślała o tym, że Nathan się jej nie spodziewał, że będzie musiała czekać na niego nie wiadomo jak długo, po prostu liczyło się dla niej w tej chwili tylko to, żeby cało tutaj wrócił.
     Tak wiele słyszała o tym mężczyźnie. Paulu... Był kilka lat starszy od niej samej, ale w związku z tym, że jego ojciec oprócz dobrze prosperującej firmy-przykrywki robił na lewo masę interesów, a syn inwestował w nieautoryzowane pożyczki na wysoki procent. Bardzo wysoki. Przeklinała się w myślach, że nie zatrzymała przyjaciela...
      Nate utrzymywał sporadyczne kontakty z siostrą. Dzwonił kilka razy w miesiącu, czasem podesłał jej trochę gotówki, kiedy po raz kolejny walczyła z ojcem i nie radziła sobie ze swoimi problemami. Nigdy jej natomiast tu nie zaprosił, nigdy też nie pojechał się z nią spotkać. I to trwało prawie dwa lata, dlaczego więc...?
      Ktoś włożył klucz do zamka w wejściowych drzwiach. Od razu podniosła się odruchowo z miejsca i spojrzała przez ramię na nadal śpiącą spokojnie Kendrę. Podeszła bliżej.
      W momencie, kiedy uchyliły się drzwi, a chłopak zdążył je za sobą zatrzasnąć od razu rzuciła mu się na szyję, zmuszając go do pochylenia się nieco nad jej głową. Milczał, nie odwzajemniając objęcia.
- Kto to jest? - warknął, wyraźnie czymś zirytowany i to bynajmniej nie obecnością jej przyjaciółki.
Odsunęła się kilka centymetrów, nadal jednak trzymając dłonie na męskim karku. Wciągnęła łapczywie powietrze i popatrzyła na niego bezradnie z dołu.
- Co to ma, kurwa, być?! - powiedział głośno, na co przyłożyła palec do ust - Nie rób z mojej chaty przytułku dla bezdomnych! Nie dałem ci kluczy po to, żebyś mi robiła takie niespodzianki. - burknął, zrzucając ze stóp ciężkie, czarne buty.
Torbę nadal miał przewieszoną przez ramię, a jego twarz wyraźnie wyglądała na strapioną, ale postanowiła nie dopytywać. Coś jednak się jej nie zgadzało...
- Co ci się stało? - spytała nagle zdziwiona, kładąc dłonie na jego bladych policzkach i oglądając go z każdej strony w końcu zobaczyła, co było nie tak. - Boże... - skomentowała, przyglądając się jego rozciętej brwi i sączącej się z niego nikłej posoki czerwonej, niemal bordowej krwi. Kilka kropel tuz obok zewnętrznego kącika oka zdążyła już zaschnąć, tworząc brzydki strup. - Jak to... - urwała, kiedy zobaczyła jego ostrzegawcze spojrzenie.
- Idę pod prysznic. - odpowiedział, wymijając temat i odchodząc w stronę sypialni.
Na pewno nie.
- Nate... - zatrzymała go potulnym głosem w połowie drogi - Mogę pójść z tobą?